1. Poranny spontan przy kawie.

Są wydarzenia, które każdy z nas pamięta całe życie. Pierwszy rower , pierwsza dziewczyna , pierwszy telefon czy pierwsza prawdziwa podróż. Dziś rano podczas porannego rytuału zrobiłem sobie kawę i jak zwykle rozpocząłem dzień do tzw. prasówki .

W moim wypadku nie jest to Facebook tylko jeden z serwisów z wiadomościami z całego świata. Moją  uwagę przyciągnęły informacje z Afryki a dokładnie z Czadu. Okazało się , że wczoraj ten kraj stał się kolejnym miejscem , które opuściły wojska francuskie.

Powitalny baner na lotnisku 

W ostatnich miesiącach Afryka była świadkiem wydarzeń , gdzie z kolejnych krajów wojskowi z nad Sekwany pakowali się i opuszczali swoje byłe kolonie na czarnym kontynencie. Dla przeciętnego widza to nic niezwykłego ale jeżeli dane miejsce było pierwszym gdzie spędziłeś noc w Afryce to już zostaje w pamięci. I tak jest ze mną , ponieważ moje podróże po Afryce zaczęły się od krótkiej wizyty w Czadzie.

W tej części Afryki  byłem w zasadzie przelotem.  W stolicy N’Dżamena wylądowaliśmy naszym polskim herkulesem aby rozprostować nogi, zaaklimatyzować się i przygotować do dalszej podróży. Nasz cel był odległy jeszcze o kilka godzin lotu ale o tym może kiedyś.

Oczywiście można się już domyśleć , że mój lot był związany ze służbą i nie mogę mówić o szczegółach ale mogę zdradzić jakie były moje pierwsze wrażenia podczas wizyty w tym mało gościnnym miejscu.

okazało się że wojska Czadu mają nowocześniejsze samoloty niż my :)

Zanim opowiem krótko to wspomnę , że nie byłem pierwszym mieszkańcem Lidzbarka Welskiego w tym miejscu. Już w latach 80 tych przebywał tu pan Zbigniew T. autor książki „Afrykańskie wędrówki z Legią Cudzoziemską”, lub „Mamy dusze muszkieterów” ( nowe wydanie tej samej książki). Polecam bardzo tę książkę dla fanów wojskowości i męskiej przygody. Drugą osobą , którą dobrze znam był mój rodzony brat , który w ramach innej „wycieczki” także spędził tam trochę czasu. Obie te historie zasługują na oddzielną opowieść.

czekając na transfer ;)

Wracając do mojej wizyty, jestem ciekaw jak teraz ułoży się życie w tych wszystkich krajach  z których „uciekli” francuzi. Wtedy, a było to prawie dekadę temu , wydawało mi się , że to dzikie i zacofane miejsce, nadal zapominane przez świat i Boga.

Po opuszczeniu lotniska i skierowaliśmy  się do jakiegoś hotelu pod eskortą, kazano nam zasłonić okna w autobusie aby nie drażnić lokalnej ludności. Z doświadczenia wiem , że i tak kto chciał to wiedział kto jedzie tym autobusem. Dla mnie było wszystko ciekawe, ukradkiem spoglądałem za okno na to co mijamy po drodze. Było koszmarnie gorąco, klimatyzacja niedomagała.  Oprócz masy ludzi na motorkach, kurzu , śmieci i innych „zwykłych” rzeczy udało mi się dostrzec i strzelić fotę jakiegoś starego samolotu na jednym ze skrzyżowań.  Z natury jestem ciekawy świata  i właśnie takie wyjazdy nakręcały mój akumulator oraz chęci do dalszej pracy. Jednym z powodów dla  których rozpocząłem służbę była możliwość wyjazdów zagranicznych w mniej lub bardziej niebezpieczne miejsca na świecie.

gdzieś po drodze do centrum N’Dżamena

Trafiliśmy do całkiem znośnego hotelu, to zasługa naszych pilotów, którzy latając po całym świecie wiedzą jak sobie poradzić w takich sytuacjach i mają takie możliwości .  Hotel jak hotel , najważniejsze to mieć miejsce do spania, wziąć prysznic i ewentualnie wypić zimne piwo. Możecie mi wierzyć na słowo , zimne piwo w Afryce smakuje inaczej. Po tak ciężkim dniu łyk złotego płynu był zbawieniem dla ciała a dodatkową zaletą była lekka dezynfekcja układu pokarmowego 😉.

we Francji i bazach francuskich bazach wojskowych można kupić piwo :)

Pierwsze co zrobiłem po wejściu do pokoju to rozejrzałem się po nim , oraz zajrzałem pod łóżko. Syfu nie było ale szału także , wolałem się upewnić , że nic nie pełza gdzieś w kącie. Po rekonesansie okazało  się , że jest nawet basen i tu rozpoczął się mój osobisty dramat. Jeszcze w Polsce popełniłem straszny błąd , mianowicie nie spakowałem do plecaka kąpielówek. Może się wam wydawać , że to banał ale wtedy okazało się to dużym błędem. Musiałem siedzieć nad basenem i patrzeć jak moi koledzy korzystają z możliwości schłodzenia się w przyjemnej wodzie. Nie pomogły tłumaczenia „ratownikowi” , że czarne spodenki to też kąpielówki. Czarnoskóry strażnik basenu był bezlitosny, pozostało mi tylko sączyć piwo i podziwiać kolorowe jaszczurki biegające po drzewach , trawie , ścianach i bóg wie gdzie jeszcze.

 

 

Tak zapamiętałem pierwszy dzień i noc w Afryce: najlepsze piwo na świecie, brak kąpielówek w plecaku  i kolorowe jaszczurki.

Pamiętajcie zawsze pakujcie kąpielówki do plecaka bo nie wiadomo gdzie wylądujecie  😊